Po raz pierwszy spotkałam się z tym, że cała powieść opierała się na monologu głównego bohatera (jego imienia nie poznajemy) do tajemniczego przybysza, który wstąpił do niego kupić fasolę.
Przez cały dzień mężczyźni siedzą, łuskają fasolę, a starszy z nich opowiada koleje swojego życia. Wspomina dom rodzinny na wsi, gdzie mieszkał z rodzicami, siostrami, babcią i dziadkiem oraz wujem Janem. Z perspektywy czasu okres ten był dla niego najszczęśliwszy.
Opowiada o traumatycznych przeżyciach z czasów II wojny światowej, gdy stracił całą swoją rodzinę, a sam będąc jeszcze dzieckiem, przeżył wiele miesięcy dzięki zapasom ziemniaków, brukwi i cebuli zgromadzonych w piwnicy, a potem dzięki pomocy partyzantów, którzy go znaleźli i zabrali ze sobą do lasu.
Po zakończeniu wojny trafił do "szkoły-zakładu poprawczego", gdzie dorósł i wyuczył się na elektryka.
Dalej była praca przy elektryfikacji wsi, na budowach, na obczyźnie...była miłość, małżeństwo...i wielka pasja do gry na saksofonie.
W powieści przeplatają się perspektywy czasowe. Miałam wrażenie, jakbym słuchała wspomnień ukochanej Babci, czy Dziadka, którzy przeskakują z tematu na temat, a jednak płynnie opowiadają o swoich przeżyciach.
Wielkie wrażenie wywarł na mnie opis wykonania obrusu przez matkę bohatera. Od momentu zasiania lnu, suszenia go, wymiędlenia, czesania, utkania, po misterne wyszycie w symboliczne wzory. Ile trzeba było włożyć w to wysiłku!
Bohater Myśliwskiego próbował rozgraniczyć, co w życiu jest przypadkiem, a co przeznaczeniem.
Na ludzkie życie ma jednak wpływ i jedno, i drugie...
Czy poznamy kiedyś sens naszego życia?
Na okładce książki "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" doskonale zaprezentowano sedno powieści. "Miłość, która naznacza los. Kobieta, która jest zdolna do wszystkiego. Szelmostwa, które doprowadzają mężczyznę do granic szaleństwa.