"Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego od dawna miałam na swojej liście "muszę to przeczytać" i właśnie to zrobiłam:)
Po raz pierwszy spotkałam się z tym, że cała powieść opierała się na monologu głównego bohatera (jego imienia nie poznajemy) do tajemniczego przybysza, który wstąpił do niego kupić fasolę.
Przez cały dzień mężczyźni siedzą, łuskają fasolę, a starszy z nich opowiada koleje swojego życia. Wspomina dom rodzinny na wsi, gdzie mieszkał z rodzicami, siostrami, babcią i dziadkiem oraz wujem Janem. Z perspektywy czasu okres ten był dla niego najszczęśliwszy.
Opowiada o traumatycznych przeżyciach z czasów II wojny światowej, gdy stracił całą swoją rodzinę, a sam będąc jeszcze dzieckiem, przeżył wiele miesięcy dzięki zapasom ziemniaków, brukwi i cebuli zgromadzonych w piwnicy, a potem dzięki pomocy partyzantów, którzy go znaleźli i zabrali ze sobą do lasu.
Po zakończeniu wojny trafił do "szkoły-zakładu poprawczego", gdzie dorósł i wyuczył się na elektryka.
Dalej była praca przy elektryfikacji wsi, na budowach, na obczyźnie...była miłość, małżeństwo...i wielka pasja do gry na saksofonie.
W powieści przeplatają się perspektywy czasowe. Miałam wrażenie, jakbym słuchała wspomnień ukochanej Babci, czy Dziadka, którzy przeskakują z tematu na temat, a jednak płynnie opowiadają o swoich przeżyciach.
Wielkie wrażenie wywarł na mnie opis wykonania obrusu przez matkę bohatera. Od momentu zasiania lnu, suszenia go, wymiędlenia, czesania, utkania, po misterne wyszycie w symboliczne wzory. Ile trzeba było włożyć w to wysiłku!
Bohater Myśliwskiego próbował rozgraniczyć, co w życiu jest przypadkiem, a co przeznaczeniem.
Na ludzkie życie ma jednak wpływ i jedno, i drugie...
Czy poznamy kiedyś sens naszego życia?